20.02.2015

Rozdział 5





Elina




Ubrana w brązowe spodki, białą koszulkę z nadrukiem i sandałki oraz do ozdoby srebrny łańcuszek w kształcie słonika, mimo wczesnej i chłodnej pory udałam się na spacer na obrzeżach Rzymu. Polne kwiaty na łące rozwiewają, a ich zapach się unosi. Uwielbiam tak znikać rano z domu i myśleć chodząc. Ostatnio moje samo poczucie staje się coraz gorsze, a mój brat tego nie zauważa. Jest zbyt zajęty rozpamiętywaniem o tej rudowłosej dziewczynie. Moim zdaniem powinien sobie odpuścić.

Nagle przed moją twarzą przelatuje kolorowy mały ptaszek o szpiczastym dziobie. Zaczął krążyć wokoło mojej głowy. Zaczęło mi się w niej kręcić i pomyślałam, aby się zatrzymał. Zamarłam. Zwierzę wykonało moje polecenie i zaczęło poruszać się w miejscu. Ten widok jest oszałamiający, a zarazem przerażające. O co w tym wszystkim chodzi?

Moje oczy zaszły mgłą. Gdy mi się udało ją odgonić, poczułam i widziałam jak lecę w dół. To jest takie przerażające. Te wszystkie gałęzie i jedynie skrawek światła dziennego. Ten powiew i chłód zmroził krew w moich żyłach.

Wylądowałam w jakimś obskurnym lesie. Zaczęłam rozglądać się panicznie. Z oddali dochodziły odgłosy zwierząt i coś na wzór szumu fal. Nagle wiatr zawiał znacznie mocniej, a ja zaczęłam dygotać z zimna. Moje zęby zaczęły uderzać o siebie, a na ciele pojawiła się gęsia skórka. Rozległ się odgłos ryku koni i ich kopyt uderzających o twardą ziemię.

Przede mną przejechał czarny, drewniano metalowy powóz, prowadzony przez dwa czarne konie. Woźnica miał na twarzy metalową pomalowaną na złoto maskę. Przez okno powozu dostrzegłam, skrawek twarzy wydaje mi się, że kobiecej. Jej wzrok był bezpośrednio skierowany na mnie. Przez moje ciało przeszły dreszcze.


Poczułam pulsowanie w głowie, a moje oczy zakryła dziwna mgła, przez którą ledwo co widziałam. Zaczęłam kręcić głową i pocierać oczy, ale to nic nie dawało. Serce zaczęło mi walić a do głowy napływać sto myśli na sekundę. Wszystkie negatywne. Zacisłam powieki.

- Proszę, niech to będzie tylko sen, niech to będzie sen, tylko sen. – Szeptałam, próbując się uspokoić, a w głowie zaczęło mi się kręcić jak nigdy.

- To nie jest sen kochana tylko rzeczywistość. – Ten głos jest taki delikatny i tak kobiecy. Na moim sercu zrobiło się znacznie cieplej.

Ze strachem, ale nie tak wielkim rozchyliłam powieki. Ujrzałam kobietę całą zakrytą czarnym materiałem. Wokoło nas jest pełno śniegu. Kobieta zaczęła się powoli do mnie zbliżać, a wiatr nasilać.

- Kim jesteś? – Mój głos zadrżał.

- Moje imię brzmi Izyda. – Jej wypowiedź stała się melodyjna. – Zostałam zesłana przez anioły Itharela.

- Kogo? – Kobieta westchnęła.

- Stworzyciela rasy Nephelim. – Ta kobieta dobrze się czuje? – Jego krew wypita przez przyziemnego z kielicha Anioła, jednego z trzech darów Anioła, przemienia zwykłego w Nocnego Łowcę. Taką osobę jak ty. – Rozszerzyłam oczy.

- Ale pani musiała się pomylić.

- Moje dziecko, jesteś niezwykła… Jesteś Polarną gwiazdą.

- Kim?

- Dowiesz się w odpowiednim czasie. – Zbliżyła się do mnie o krok.   – Znaleźć odpowiedź pomoże ci moja uczennica i wybranka niebios.

- Gzie mogę ją znaleźć? – Kobieta mnie zainteresowała.

Nie usłyszałam odpowiedzi Izydy. Wszystko w okuł, zaczęło wirować. Wylądowałam w środku wieży. Przede mną po schodach w długiej czarnej sukni wchodziła rudowłosa dziewczyna. Jej ruchy są pełne gracji i wdzięku, a po schodach stąpa z taką lekkością, że nie słychać kroków.

- Zatrzymaj się! – Wydałam z siebie piskliwy dźwięk. Rudowłosa zatrzymała się i odwróciła. Jej blada cera i szmaragdowe oczy idealnie współgrają z odcieniem włosów. Dziewczyna rozszerzyła oczy i zaczęła mi się uważnie przyglądać. – Gdzie ja jestem?! Kim ty jesteś?! Dlaczego tu się znalazłam?!



Clary




Przekręciłam się leniwie na bok. Czułam, że w łóżku nie ma Jace’ego. Powoli rozchyliłam powieki. Pokój jest skąpany w porannym słońcu. Całe pomieszczenie pokrywa żółć, pomarańcz i czerwień. Na łóżku od strony mojego męża stoi srebrna taca z kilkoma tostami, bekonem i sokiem pomarańczowym. W rogu tacy stoi w zielonym wąski wazoniku czerwona róża, do której jest przyczepiona wstążką karteczka.
Ostrożnie odpieczętowałam bilecik.



Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Za późno. – Szepnęłam.

Przed moimi oczami pojawiła się postać ze snu. Blondynka o bladej karnacji i błękitnych oczach. Gdzie ja jestem? Kim ty jesteś?! Dlaczego tu się znalazłam?! Ten jej głosik, cały czas go słyszę. Obudziłam się nim, cokolwiek zdążyłam jej powiedzieć. Ciężko westchnęłam.

Szybko zjadłam śniadanie. Muszę przyznać, że o dziwo było bardzo dobre. Chociaż głodnemu wszystko smakuje.
Rozejrzałam się po sypialni i na widok porozrzucanych wokoło naszych rzeczy pojawia się większy uśmiech na mojej twarzy i przypomina wczorajszy wieczór i pół nocy. Odłożyłam tace na szafkę nocną i wygramoliłam się z łóżka. Z podłogi podniosłam koszulę męża i nałożyłam na siebie. Udaje się do dużej łazienki i szybko wykonuję poranną toaletę. Wysuszyłam i rozczesałam włosy. Upięłam je w wysoką kitkę. Wykonuję delikatny makijaż i ubieram się w kremową sukienkę, sięgającą do połowy ud. Wiązana jest pod biustem, na który nalega biała koronka. Wybieram buty przed kostkę w kolorze écru i popieli. Ze szkatułki wyciągam złoty naszyjnik w kształcie klucza.


Szybko ogarnęłam bałagan w sypialni i z tacą zeszłam do kuchni. Zamarłam, stając w progu pomieszczenia. Przysięgam, że nigdy więcej ni dopuszczę go do kuchni!!! Wzięłam głęboki oddech. Naczynia wrzuciłam do zlewu. Rozejrzałam się dokoła i ciężko westchnęłam. Moją uwagę przyciągnęła kartka na blacie wyspy kuchennej. Rozwinęłam ją i od razu rozpoznałam pismo ukochanego.

                    
                        Ja gotowałem, ty sprzątasz.
                                 Kocham cię.

                                                 J.


- Już to widzę.


                      10 minut później.


Uduszę go, ja tylko wróci. Wszystko ogarnęłam. Czuję się jak jakaś sprzątaczka. Wyczerpaną po treningu w krainie cieni Izydy i ta dziewczyna, o której bez przerwy myślę. A mój kochany mąż zagania mnie do sprzątania, jag bym nie miała ciekawszych rzeczy do roboty.



Jace




Kiedy dobiegłem do łąki, gdy wracałem, zobaczyłem na niej szczupłą blondynkę krzyczącą i szarpiącą się z powietrzem. Wygląda tak jak kiedyś Clary podczas wizyt u Izydy. Szybko podbiegłem do niej i zacząłem blokować jej gwałtowne ruchy. Jej wzrok jest obłąkany i pusty. Udało mi się ją unieruchomić. Pomóż jej. Usłyszałem głos w głowie. Ten sam, dzięki któremu mogłem pomóc kiedyś żonie. Uniosłem dziewczynę i wraz z nią ruszyłem do pobliskiego drzewa, na którym otworzyłem portal. Jednak przydało się marudzenie Clary, gdy próbowała mnie nauczyć wykorzystywania tej runy. Rozbłysło niebieskie, światło przez które przeszedłem, trzymając blondynkę na rękach.




I jak wam podoba się rozdział? Zauważcie, że jest dłuższy. ; -D
Mam nadzieję, że będzie dużo komentarzy. 

Zachęcam do nich pisania wszystkich.

Pozdrawiam i życzę wam wszystkich miłego weekendu!!!
                              <3<3<3

6 komentarzy:

  1. Rozdział NIEZIEMSKI <3 KOCHAM !<3 KOCHAM <3 KOCHAM !<3
    Musisz dodać nexta !

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jedyne słowo to Wow

    OdpowiedzUsuń
  4. Cześć. Kocham Jace'a ! *.*
    Och i Clary także :))
    Trafiłam tutaj przypadkiem, ale podoba mi się!
    Zapraszam również do siebie: kiedygasnaswiatlamiasta.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń